Stwierdzenie, że problem zamartwiania się dotyczy każdego z nas, jest „na bank” prawdziwe. Nie wszyscy obsesyjnie się przejmujemy, ale stan, w którym myśli koncentrują się wokół problemu, często jeszcze całkowicie wyimaginowanego, brzmi znajomo. Każdy od czasu do czasu para się czarnowidztwem. Nie wzbudza to większych podejrzeń, dopóki zachowujemy umiar. Zdarza się jednak, że zamartwianie wymyka się spod kontroli- angażuje całą energię, odbiera chęć do działania i maluje świat w bardzo ciemnych barwach. Co zrobić, by przywrócić sytuacji równowagę i z optymizmem patrzeć w przyszłość?
Zastanów się, dlaczego się martwisz.
Konsekwencje związane z chronicznym przejmowaniem się są poważne i coraz więcej osób zdaje sobie z tego sprawę. Świadomość ta często staje się jednak powodem kolejnego zmartwienia i koło się zamyka. Zamiast przejmować się niespokojnym stanem, warto mu się przyjrzeć i zastanowić, kiedy się pojawia. Co próbuje się pod nim ukryć? Często odwraca uwagę od źródła problemu, z którym nie mamy ochoty się mierzyć…
Najlepszym sposobem na dotarcie do źródła problemu jest dokładne nazwanie tego, czego się boisz. Spróbuj gonitwę negatywnych myśli podsumować jednym zdaniem, ogólnie. Boję się… konkretnie czego.
Poczuj swój strach.
Martwienie się jest często próbą uniknięcia tego, czego się obawiamy. Jest to także sposób na uniknięcie lęku samego w sobie. Skoncentruj się na swoim lęku, a zamartwianie okaże się niepotrzebne.
Kiedy pozwolisz sobie poczuć swój lęk, bądź jakiekolwiek inne „trudne” uczucia, których unikasz, przestają one mieć nad tobą kontrolę. Pozwól sobie ich doświadczyć- siedząc w ciszy, tańcząc, czy ruszając się i umiejscawiając te uczucia w ciele. Jeśli dasz sobie prawo do lęku, wiedząc, że jest przejściowy i ostatecznie nie może cię zranić, uwolnisz się od potrzeby odwracania od niego uwagi poprzez zamartwianie się.
Zrób to, co możesz.
Zbyt często uciekamy od naszych zmartwień, nie próbując zrozumieć, skąd się biorą. Porównać je można do małych dzieci – gdy nie poświęcamy im uwagi, stają się jeszcze głośniejsze. A jeśli nie słuchamy ich wystarczająco długo, wpadają w histerię.
Zmartwienia są ostatecznie po to, by nam pomóc. Wskazują, na co powinniśmy zwrócić uwagę. Zdając sobie z tego sprawę, łatwej jest podjąć konkretne działania. Warto się wsłuchać w to, co nas martwi- można dzięki temu dostrzec, nad czym należy popracować. I wykonać nawet malutki krok w stronę rozwiązania… Zrób cokolwiek, spójrz w stronę problemu, nazwij go. Zamartwianie straci wtedy swoją moc.
Zaakceptuj najgorsze.
Łatwiej powiedzieć, niż zrobić, niemniej jednak akceptacja najczarniejszego scenariusza ma ogromną moc w walce ze zmartwieniami. Wiele z rzeczy, które nas martwią – porażka, odrzucenie, wstyd – to tak naprawdę małe chwile, które nas nie zabiją.
Nawet w przypadku dotkliwie bolesnych i długotrwałych doświadczeń, istnieje sposób na zaakceptowanie zaistniałej sytuacji: świadomość, że wszystko minie… Po prostu nic nie trwa wiecznie. Pojawią się nowe możliwości, nowe rozwiązania, nowi ludzie… nowy etap życia.
Życie zawsze porusza się naprzód, nic nie stoi w miejscu, wszystko się kiedyś skończy.
Akceptacja jakiegokolwiek scenariusza, który nam nie pasuje nie jest prosta, ale to doskonały sposób na znalezienie wewnętrznej równowagi i spokoju.
Jak przestać się zamartwiać? Praktykuj zaufanie.
Przypomnij sobie przyjemne momenty, które zdarzyły się w konsekwencji szczęśliwych zbiegów okoliczności. Nie zachęcamy, by siedzieć bezczynnie, ale dobrze jest też pamiętać, że nie wszystko zależy od nas. Branie na siebie za dużo odpowiedzialności, nieuchronnie prowadzi do niepokoju. Zaufaj w pomyślny bieg zdarzeń. Rzeczy dzieją się bez naszego zaangażowania i funkcjonują całkiem nieźle. Nie jesteśmy w stanie kontrolować wszystkiego. I całe szczęście!
Odpuść… weź głęboki oddech i popatrz na siebie, jako na część świata, który zmierza we właściwym kierunku.
Komentarze (0)