Przychodzi do mnie na terapię pacjent. Lat 12-ście. Pacjent, którego mam wyleczyć z ADHD.
Sprawia spore trudności wychowawcze. Szkoła kazała leczyć.
STOP.
Przychodzi do mnie matka 6-stki dzieci, z synem lat 12-ście.
Kobieta wiele w życiu przeszła. Sama dzieci wychowuje. Miała kilku partnerów, wszyscy pili i bili…
Jej ojciec też pił i bił. Z domu uciekła, mając lat 16-ście, bo była w ciąży i matka jej “iść precz” kazała .
Kobieta codziennie walczy o przetrwanie, śpi po cztery godziny na dobę, haruje na trzech etatach, by koniec z końcem związać…
Szanuję ją i podziwiam. Rozumiem jej problemy. Współczuję tych wszystkich traum, przez które musiała przejść. I kłopotów z synem, które ma obecnie.
Chłopak ma kłopoty w szkole – zachowuje się agresywnie, bije inne dzieci, wagaruje, pluje matce w twarz… Grozi mu zamknięcie w Ośrodku.
Policja w szkole musiała interweniować.
Z całego serca chcę im pomóc. Ja, psycholog, psychoterapeuta.
W szkole pedagog i kadra nauczycielska. W Przychodni psychiatra… Wszyscy próbujemy pomóc.
Co robimy? Stoimy nad tym chłopcem, patrząc z góry…
Diagnozujemy, dywagujemy, pouczamy, palcem grozimy, mówimy “co dobre, a co złe”, co trzeba a czego nie wolno robić… leki przepisujemy.
I NIC.
NIC dobrego się nie dzieje.
Jest tylko coraz gorzej… Przyszłość maluje się w najczarniejszych barwach dla tego chłopca.
Dlaczego nic co robimy “nie działa”?
Ponieważ nikt z nas, cała ta szanowna, wyedukowana i wykształcona kadra, nie będzie LEPSZĄ MATKĄ dla tego chłopca.
On matkę ma. Jedną jedyną. Skoro jej nie słucha, to dlaczego miałby posłuchać jakiejś innej matki?
To niedorzeczne, że oczekujemy, że on “zrozumie” co do niego mówimy i że “się zmieni”.
Dzieci nie słuchają słów. Mimo, że je rozumieją…
Dzieci oddają światu to, co dostały od świata wcześniej. A całym światem dzieci są rodzice.
Trwa sesja psychoterapeutyczna. Rozmawiam z matką, ona skarży się na zachowanie chłopca, krytykuje go i narzeka na to, jaki jest zły…
Chłopiec rzuca piłką po gabinecie, śmieje się drwiąco, przewraca doniczkę z kwiatem, która stoi na oknie…
Matka wybucha: “Ty debilu, kretynie jeden, co zrobiłeś! K… mać! Bo Ci zaraz przyłożę tak, że popamiętasz!”.
I na moich oczach szarpie go i ciągnie za włosy.
Furia wychodzi jej oczami i uszami, cała drży…
Widzę, że z trudem się powstrzymuje, by swojej furii nie wyładować na tym małym, przestraszonym człowieku… Wiem, że hamuje ją tylko moja obecność…
W tym momencie przeszywa mnie lodowaty dreszcz. Serce mi pęka na milion kawałków.
Już wiem, że nie pomogę temu chłopcu.
Nie pomogę mu diagnozując, dywagując, pouczając, palcem grożąc, mówiąc “co dobre, a co złe”, co trzeba a czego nie wolno robić… leki przepisując.
Już nigdy się z nim nie spotkam na sesji. Nie przyczepię mu etykiety “ADHD”, “wariat”, “złe dziecko”, “łobuz”.
Pomogę mu, pomagając jego matce.
I nie będę jej diagnozować, dywagować, pouczać, palcem grozić, mówić “co dobre, a co złe”, co trzeba a czego nie wolno robić… leków przepisywać.
Pomogę jej tak, by znalazła w sobie te wszystkie dobre rzeczy, które potem ona da swojemu dziecku.
Te wszystkie, których sama nigdy nie dostała od swoich rodziców. A dopiero potem będziemy mogli czegokolwiek dobrego od tego dziecka oczekiwać…
Może się jeszcze uda. A może dla nich jest już za późno. Czas pokaże.
A czy Ty masz jeszcze czas?
Co zdążyłeś włożyć do “pudełka” dziecko ?
Co ono za chwilę z tego swojego “pudełka” wyjmie? Co będzie dawało innym ludziom i Tobie?
Pamiętaj, że to, jak będziesz dziecko traktować, co będziesz do niego mówić, co mu będziesz pokazywać swoim zachowaniem…
TO I TYLKO TO znajdzie się w tym “pudełku”. Te same słowa, zachowania, postawy, wartości dziecko będzie prezentować, jako nastolatek, a potem dorosły człowiek.
Żaden psycholog, psychoterapeuta, psychiatra, pedagog, nauczyciel, ksiądz a nawet wróżka…nie będą w stanie nic dobrego dać Twojemu dziecku.
Tylko Ty możesz to zrobić. Dziecko może TO przyjąć tylko od Ciebie.
Jeśli nie umiesz, nie wiesz jak, chcesz, a nie wychodzi…
SZUKAJ POMOCY!
Dla siebie i dla Twojego dziecka.
Komentarze (12)
Fajnie by bylo gydby tak bylo … u nas w rodzinie kazdy sie liczy,i wszystko jest jak w ksiazce,kochamy sie pokazujemy to sobie ,wspieramy sie … a mimo to syn na 8 lat w szkole…skanadl 🙁 moje serce peka za kazdym razem …i pytam gdzie jest problem ,ze on robi takie rzeczy i czemu my rodzice nie mamy na to wplywu 🙁 jestesmy pod opieka psychologa i nadal nic …echo 🙁
@cyganka:disqus A czy możesz napisać co takiego dzieje się z Twoim synem, jakie ma kłopoty w szkole? Pamiętaj, że do tego pudełka my rodzice powinniśmy włożyć nie tylko miłość, serce i uśmiechy. Tak samo ważne są reguły, zasady, nauka konsekwencji i radzenia sobie z problemami i frustracjami życiowymi. Trzeba dziecku oprócz dobrych emocji, dać także narzędzia, by sobie w życiu radziło, kiedy się pojawiają kłopoty… A czasem problem leży zupełnie gdzie indziej! Bardzo bym chciała rzucić Ci jakieś koło ratunkowe…nie znam niestety sytuacji. Jak chcesz to napisz tutaj info@szukamterapeuty.pl
I znów ciekawy tekst Tu znalazłam. Ostatnimi czasy intensywnie szukam treści które mogłyby pomóc mi zrozumieć moje dziecko. Od zawsze staram się wspierać moją nieśmiałą córkę, czasem mam wrażenie, że widzę w niej siebie, też byłam bardzo nieśmiała i do tej pory jestem. Mam wrażenie, a przynajmniej tak mi się wydaje, że wiem co czuje a i tak nie wiem jak postępować żeby jej PUDEŁKO zapełnić tak, aby mogła z niego wyjmować pewność siebie i czuć że jest coś warta. Jej nieśmiałość mnie martwi od zawsze, bo wiem, że nie jest łatwo w życiu komuś kto cały czas sam się ocenia, boi ocen innych i nie korzysta z wielu rzeczy bo się wstydzi. Niedawno nastąpiła kulminacją moich obaw o nią, do tego stopnia, że pomyślałam o specjaliście.
Niedawno byliśmy na weselu w rodzinie, było tam sporo dzieci, kilka lat starszych od niej i kilku rówieśników oraz animatorki które raz po raz zachęcały ja do zabawy. Wiedzialam, że będzie wolała obserwować zabawę z boku niż wziąć w niej udział i nie myliłam się, nie chciała się bawić. Czasami mam wrażenie że dużo ja omija, zachęcam ja więc do zabawy, do jednej poszłyśmy razem, i ostatecznie zaczęło jej się podobać. Ale wtedy zaczęto już inna zabawę i znów się wycofała.
Później starsze koleżanki wołaly ja do wspólnej zabawy wiele razy, ale nie chciała iść. Pytałam ją dlaczego, ale mówiła porostu że nie chce, choć widziałam że chciałaby, ale się wstydzi, w końcu za którymś razem powiedziała coś co naprawdę mnie zmartwilo. Powiedziała, że nie chce iść się bawić bo „nie chce skrzywdzić dzieciom zabawy” użyła właśnie słowa skrzywdzić. W sensie zepsuć innym zabawy. Zamurowało mnie, zaczęłam jej tłumaczyć, że skoro ja wołają to chcą się z nią bawić, gdyby nie miały na to ochoty nie proponował by tego. Po długiej rozmowie udało jej się przełamać i nawet całkiem dobrze się bawiła. Później chwaliła się co robiła z koleżankami. Choć ta zabawa nie była w pełni zaangażowana. Wiem, że w przedszkolu bawi się swobodnie, ale w nowych sytuacjach lub w obecności znajomych dorosłych się wycofuje. Mam wrażenie, że wstydzi się przy mnie czasem. Nie chce swobodnie śpiewać w mojej obecności, na szczęście co raz częściej tańczy przy mnie. W przedszkolu angażuje się znacznie bardziej kiedy mnie nie ma. Nie chce już rozpisywaćaie bardziej, zwłaszcza że chaotycznie zaczynam pisać. Zastanawiam się gdzie popełniam błędy, czy to porostu jej natura i nie należy z tym walczyć, czy dołożyłam do tego swoje 5 groszy i pogorszylam sprawę, czy coś do tej pory zrobiłam źle i co właściwie można zrobić żeby jej pomóc. Co mówić, jak ja wspierać żeby czuła że jest coś warta, żeby korzystała z życia. Żeby nie żałowała, że nie zrobiła czegoś z powodu nieśmiałości. Nie sądziłam, że w jej główce są takie myśli, że może komuś psuć zabawę, zwłaszcza że dzieci naprawdę lubią się z nią bawic.
Mam sytuację jak Cyganka. Też dzieci mają wszystko: wspólny czas (masę tego czasu co dzień), miłość matki itd. W szkole jest OK w przypadku zachowania – nie są gorsze ani lepsze od innych. Angażują się. Gorzej z nauką. Nie potrafią same praktycznie nic zrobić, wiecznie zapominają co było w szkole, co trzeba przygotować. Na głowie staję, dzieciaki już prawie będą kończyć podstawówkę, a są niereformowalne. Lekcje tylko z rodzicami, wieczorami. Wcześniej czas zajmują TV, telefon. Zabronić, zablokować dostęp? Przecież takie czasy teraz.
Witaj, podążając metaforą pudełka, być może za dużo „dobrego” do tych pudełek włożyliście 🙂 Mam tutaj na myśli nadopiekuńczość i unikanie wszelkich frustracji. Wiem, że temat stawiania granic nie jest łatwy… My rodzice często jesteśmy albo agresywni albo zbyt pobłażliwi i chroniący… To tylko hipoteza, ciężko mi znaleźć korzenie problemu na podstawie tych kilku zdań 🙂 Chętnie coś więcej podpowiem, jeśli mi bardziej szczegółowo opiszesz Waszą sytuację. Jeśli jesteś zainteresowana, napisz kilka słów więcej na justyna.rokicka@szukamterapeuty.pl
Bezradna a może o niczym dzieci nigdy nie musiały myśleć? Może robiłaś za nich wszystko ?Teraz nie muszą o niczym pamiętać bo Mama za nich to zrobi jak zawsze ??? Ty się denerwujesz , męczysz… dzieci duże powinny być samodzielne a nie są ?? Nie są bo może nie chcą . Jest im wygodnie tak jak jest. Po co się starać ? Jeśli jest tak , że dzieci nic nigdy nie musiały to ciężka praca Cię czeka. Trzymam kciuki.
Też byłam takim dzieckiem. Dopiero w liceum miałam przyjaciół. W przedszkolu dostosowali pode mnie program i kiedy dzieci się uczyły to ja się bawiłam i na odwrót. Teraz jestem normalna dorosła osoba chociaż nie zawsze lubię ludzi. Nie zachęca jej. Będzie chciała się bawić to pójdzie się bawić
dziękuję za ten tekst. oprócz tego że prywatnie jestem matką trójki nastolatków 🙂 z deficytami i trudną przeszłością, pracuję w szkole i mam takiego ucznia, tzw ,,trudnego” z poplątaną historią życia. Chłopiec jest na początkowym etapie nauki, ale gdy wchodzi do szkoły – wiele osób przewiduje trudny dzień. Intuicyjnie wiem, że to nie w nim tkwi źródło problemów, a jego zachowania, agresja to głośne wołanie o miłość skierowane do najbliższych…
Bardzo mądry tekst i bardzo wazny. Dziecko jest obrazem swoich rodziców, jego ZACHOWAŃ, postaw, sposobu komunikacji. Nie pouczanie dziecka co jest dobre a co złe, ale pokazywanie na co dzień da efekt.
Według mnie tekst ten pomija neurobiologie Adhd. Adhd nie jest choroba środowiskowa,aczkolwiek jako zaburzenie dziedziczne dziecko z Adhd często ma rodzica z Adhd. To nie jest tak, ze wspaniali rodzice spowodują,ze dzieci nie będą miały Adhd.Otóż będą miały,bo to jest zaburzenie neurorozwojowe. Świadomi i pracujący nad sobą rodzice mogą zmniejszyć objawy Adhd u dziecka, nauczyć jak sobie radzić z niepożądanymi zachowaniami, ale objawy nie znikną. Będą łagodniejsze, ale nadal osoba z Adhd będzie musiała włożyć ogromny wysiłek w to, aby funkcjonować w podobny sposób jak neurotypowa. I będą dni, ze mimo terapii, leków człowiek sobie nie będzie radził. Często przy Adhd występują zaburzenia opozycyjno- buntowinicze i zarówno dzieci,jak i dorośli je maja nawet gdy wychowywali się we wspierających rodzinach.
Dziękuję za ten cenny komentarz. Zgadzam się jak najbardziej. Nie zmienia to jednak faktu, że w żadnym wypadku nie powinno być karania dziecka za jego zachowanie, obwiniania go, poniżania itd. Dzieci, czy mają ADHD czy są neurotypowe potrzebują się czuć bezpiecznie w relacji z swoimi rodzicami/ opiekunami. Potrzebują czuć, że są dobre, szanowane i że, mimo trudności jakie mają, otrzymają wsparcie i pomoc od dorosłych. I rodzice także potrzebują wsparcia, by mieć siły i cierpliwość.
Spotykamy wielu takich chłopców na swojej drodze. Dlatego dobrze jest, gdy przestrzenie w algorytmach wzorców wychowawczych, oprócz miłości, w wieku nastolatka wypełnione są też rodzicem-przyjacielem. Oczywiście tylko w zakresie zabezpieczającym przed utratą „ręki na pulsie”, gdy nastolatek podąża za złymi wzorcami, np wśród rówieśników.